Przepraszam z góry, że jak na razie nie ma postu o Huncwotach, po prostu nie mam na razie na nich weny. Ale wiecie jak to jest, wena przychodzi znienacka jak... Resztę sobie sami dopowiedzcie :)
Enjoy!
- Astoria… - powiedział zaskoczony, przyglądając się
dziewczynie. Kojarzył ją ze szkoły, jej siostra była jego wierną fanką. – Nie
widzieliśmy się wieki. Pomogę ci. – Chwycił dziewczynie płaszcz, patrząc się na
nią jak urzeczony.
Dużo
się zmieniło. Pamiętał ją jako nastolatkę. Była strasznie chuda, chłopięca i do
tego miała marchewkowe włosy. Taki facet jak Draco nawet nie zwracał na nią
uwagi, a tu nagle stoi przed nim siedem lat później, piękna jak kwiat lotosu.
- Witaj Draco. Miło cię widzieć – odrzekła, trzepocząc
długimi rzęsami i rozejrzała się dokoła.
- Dzień dobry pani Marianne, witam panie Aaronie – zwrócił
się Draco do rodziców Astorii. Marianne Greengrass ubrana w ciemnozieloną
szatę, w którą zresztą chyba cudem się wcisnęła, posłała Draconowi szczery uśmiech, a Aaron podał mu dziarsko dłoń.
- Zapraszam do salonu. – Narcyza wskazała na korytarz, po
czym ruszyła przed siebie.
Przyjęcie
zaczęło się oczywiście od uroczystego obiadu, podano nadziewanego indyka, a na
deser było ciasto, przyrządzone własnoręcznie przez Narcyzę. Draco nie pamiętał
kiedy ostatnio jadł coś tak pysznego. Matka miała talent, ale skoro służba i
skrzaty domowe wyręczały ją we wszystkim, to dlaczego miałaby gotować na co
dzień?
- Może napijemy się wina? – spytał Lucjusz, na co reszta
towarzystwa przytaknęła. Po dwóch butelkach, pan domu przyniósł ze swojej
prywatnej spiżarni Ognistą Whiskey i impreza rozpoczęła się na dobre.
Możecie
się domyślać jak to wyglądało. Narcyza i Marianne rozmawiały o szydełkowaniu,
uprawianiu ogrodu, najmodniejszych szatach wyjściowych, a panowie rozprawiali o
polityce. Draco siedział, popijając whisky z lodem i przyglądał się Astorii z
uwagą. Nie dość, że dziewczyna przybrała delikatnych kobiecych kształtów to
jeszcze wyładniała. Oczy miała chabrowe, tak duże, że zdawały się zajmować pół
twarzy. Malutkie, malinowe usta rozświetlał lekko zakłopotany uśmiech, a włosy,
niegdyś marchewkowe przybrały kasztanowego koloru.
- Czemu nie pijesz? – spytał młodzieniec, wskazując ruchem
głowy na pustą lampkę wina stojącą obok dziewczyny.
- Rodzice uważają, że tak młoda dziewczyna jak ja nie
powinna pić. Pomimo, że mam już dwadzieścia dwa lata, dla nich dalej jestem
niepełnoletnia – zachichotała nerwowo. Tak samo jak i Dracon, dziwnie czuła się
w tej sytuacji. Nikt jej o tym nie powiedział, ale wiedziała, że nie przyszli
tutaj tylko po to, żeby spędzić miło czas.
- Chcesz się napić? – Draco posłał jej łobuzerski uśmiech.
- Hmmm… Czemu nie – odrzekła, a Draco wstał od stołu,
kierując się w stronę Lucjusza i Aarona.
- Czy mogę porwać pańską córkę na spacer, panie Greengrass?
– spytał delikatnie się kłaniając. – Zimą ogród mojej matki jest naprawdę
piękny.
- Dobrze, dobrze, ale pamiętaj, jak tylko mi się poskarży to
nie ręczę za siebie – zaśmiał się mężczyzna, posyłając Draconowi oczko.
- Bez obaw, panie Greengrass – powiedział Draco, uśmiechając
się uprzejmie.
Podszedł
do Astorii i pomógł jej wstać z krzesła. Rzucił jeszcze tylko okiem na Marianne
i Narcyzę, które gapiły się na nich z nieukrywanym szczęściem, i razem z
Astorią udał się na zewnątrz. Zima roku dwa tysiące czwartego była mroźna i
śnieżna. Biały puch pokrywał żywopłot, starannie pielęgnowany przez Narcyzę.
Nocne niebo pełne było gwiazd, a księżyc leniwie wyglądał zza chmury na idących
obok siebie Draco i Astorię.
- Niedawno skończyłaś szkołę, prawda? – spytał Draco,
spoglądając na dziewczynę z ciekawością.
- Trzy lata temu. I nadal nie wiem, co chcę w życiu robić –
westchnęła rudowłosa i spuściła wzrok. – Tobie za to chyba się powodzi w życiu
zawodowym, prawda?
- E, tam. Robota jest nudna, chociaż w Lidze Quidditcha
zawsze coś się dzieje. Chodź, idziemy sobie usiąść do altany. – Draco pociągnął
Astorię za rękę. Jednym ruchem różdżki pozbył się śniegu w altanie, po czym zapalił
lampkę na stole. – Poczekaj chwilkę, zaraz załatwię alkohol. Accio Ognista
Whisky – rzucił zaklęcie, na co Astoria zachichotała. Po chwili trzymał już w
ręku butelkę alkoholu. Tym samym zaklęciem przywołał szklanki.
Zapadła
cisza. Mężczyzna patrzył się na dziewczynę, starając się zebrać myśli. Była
bardzo ładna, a w dodatku miło mu się z nią rozmawiało. Lucjusz i Narcyza nie
mówili o tym bezpośrednio, ale wiedział, że wybrali Astorię jako jedną z
kandydatek na jego żonę. Nie spodziewałby się tego, Greengrassowie, pomimo, że
byli rodem czarodziejskim ze starożytnymi korzeniami, w ostatnich czasach nie
grzeszyli ani pieniędzmi ani dobrą opinią. Jednak to właśnie Astoria miała
zostać panią Malfoy i pełnić zaszczytne miejsce w świecie magii. Mężczyzna
westchnął. W prawdzie chciał być z dziewczyną, którą kocha, ale tak to już
jest, że w starych rodzinach małżeństwo zawiera się z rozsądku.
- Słuchaj, Astorio – zaczął niepewnie, pociągając łyk ze
szklanki – Wiesz dlaczego spotkaliśmy się dzisiaj? – Dziewczyna potrząsnęła
przecząco głową. – Ja też nie wiem, ale się domyślam. Jeżeli to prawda i
rzeczywiście mamy być małżeństwem, chcę żebyś obiecała mi jedno…
- Co to takiego? – spytała dziewczyna, a Draco uśmiechnął
się szczerze i przysunął w jej stronę.
- Chcę, żebyśmy byli nie tylko małżeństwem, ale też
najlepszymi przyjaciółmi – powiedział, po czym pocałował delikatnie dziewczynę
w czoło.
- Umowa stoi – zaśmiała się dziewczyna i oparła głowę na
jego ramieniu.
***
- Kochanie! Szykuj się, już wychodzę – krzyknęła kobieta,
owijając się w ręcznik i wyszła z łazienki. Na łóżku, przykryty kołdrą leżał
Draco Malfoy. Spojrzał z uśmiechem na swoją partnerkę.
- Zagrzałem ci miejsce.
Byli
właśnie w hotelu, w samym sercu Calgary. Lato było w pełni, promienie słoneczne
wpadały do pokoju przez duże okno gustownie umeblowanego apartamentu. Brytyjska
liga Quidditcha wysłała Dracona do Kanady, żeby załatwił kilka spraw, a ten nie
mogąc rozstać się ze swoją wybranką, zabrał ją ze sobą. Od ich pierwszego
spotkania, kiedy to złożyli sobie przysięgę minęło już pół roku. Byli już
oficjalnie zaręczeni, a ślub miał odbyć się pod koniec roku dwa tysiące
szóstego.
Astoria
usiadła na łóżku, a Draco pocałował ją w usta. Była cudowna. Ręcznik wylądował
na podłodze, a kobieta zanurkowała pod kołdrę. Blondynowi zakręciło się w
głowie.
- Jesteś cudowna, wiesz? – szepnął, odpływając do krainy
rozkoszy.
Po pół
godziny, a może dwudziestu minutach, oboje leżeli pod kołdrą oddychając ciężko.
Malfoy położył rękę pod głową Astorii, czując się wycieńczony jak nigdy
przedtem.
- Dałaś czadu – powiedział zmarnowanym głosem i pocałował
kobietę w czoło.
- No chyba ty – zaśmiała się Astoria, wtulając głowę w jego
klatkę piersiową. – Wiesz, Draco – zaczęła już całkiem poważnie – Pomimo, że
jest naprawdę super, czuję, że nie powinniśmy tego robić. Wiesz, tradycja mówi,
że dopiero po ślubie. Co by było gdyby rodzice się dowiedzieli? Byliby na nas,
a przynajmniej na mnie bardzo źli.
- Skarbie… Nie dramatyzuj, przecież ci mówiłem, że czego
oczy nie widzą.
- Tego sercu nie żal – dokończyła za niego i oboje
wybuchnęli śmiechem.
***
Rudowłosa
szła szybko korytarzem Ministerstwa Magii, starając się powstrzymać łzy, które
same cisnęły się do oczu. Była wzburzona, smutna, zaskoczona, ale przede
wszystkim zestresowana tym, co właśnie się działo. Nie mogła w to uwierzyć.
Wpadła przez drzwi do siedziby Brytyjskiej Ligii Quidditcha i podeszła w stronę
biurka sekretarki.
- Muszę porozmawiać z moim narzeczonym – powiedziała stanowczo,
opierając ręce na biurku.
- Niestety pan Dracon jest zajęty. Gości właśnie prezesa
Jastrzębi z Falmouth. – Sekretarka miała oficjalny, znudzony głos, a do tego
piłowała sobie paznokcie, nie racząc Astorii nawet jednym spojrzeniem.
- Gówno mnie to obchodzi – zawołała Astoria ze wściekłością
i uderzyła pięścią o blat. Sekretarka podniosła wzrok ze zdziwieniem.
- Niestety nic nie mogę zrobić – powiedziała, po czym
wróciła do paznokci.
- Słuchaj no – Astoria spojrzała na plakietkę na piersi
kobiety. – Amando Brooks, albo zawołasz mojego narzeczonego, albo narobię
rabanu na całe ministerstwo i możesz pożegnać się z tą pracą.
- D-dobrze, zobaczę co da się zrobić. Proszę za mną. –
Amanda wstała z krzesła i spoglądając na Astorię jak na wariatkę, udała się
przed siebie wąskim korytarzem. Zapukała lekko w drzwi biura Dracona Malfoya,
po czym weszła z niemałym strachem. Sama nie wiedziała kogo boi się bardziej,
Malfoya czy jego przyszłej żony.
Astoria
czekała nie dłużej niż trzydzieści sekund, po czym drzwi ponownie się
otworzyły, Amanda wyszła pierwsza, a Draco za nią. Sekretarka czmychnęła szybko
z powrotem do swojego biurka, a Malfoy popatrzył pytająco na swoją narzeczoną i
spytał:
- Co się stało? Mam teraz ważne spotkanie, więc lepiej żeby
to było coś ważnego.
- Draco, ja… – zaczęła Astoria, po czym wybuchnęła płaczem,
wprawiając blondyna w zdumienie. Przytulił ją ramieniem i szepnął do ucha:
- Nie płacz, kochanie. Chodź ze mną. Usiądziesz sobie na
chwilkę, a ja szybko załatwię sprawę z tym pajacem, dobrze? – Astoria przez łzy
pokiwała głową, a Draco wytarł jej twarz i pocałował w czoło.
Siedziała
skulona na sofie, przysłuchując się jak jej narzeczony i jakiś starszy jegomość
rozmawiają o Quidditchu. Nie trwało to dłużej niż dziesięć minut i Draco
pożegnał prezesa Jastrzębi z Falmouth. Kiedy drzwi za gościem się zamknęły,
mężczyzna usiadł obok niej i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać. Co się stało? –
spytał z widoczną troską w głosie.
- Draco. – jęknęła Astoria i znów wybuchnęła płaczem. –
Draco, ja – mówiła przez łzy.
- Uspokój się, już wszystko dobrze, powiedz o co chodzi. – Wziął
ją w ramiona, by po chwili poczuć jak jej łzy moczą mu koszulę.
- Ja… ja… JESTEM W CIĄŻY – zawołała w końcu, nie przestając
płakać.
Mężczyzna
był zaskoczony. Spodziewał się czegoś znacznie gorszego. Chwycił jej twarz w
dłonie i pocałował w usta.
- To cudownie! – zawołał, a szeroki uśmiech rozjaśnił mu
twarz. – Nawet nie wiesz jak się cieszę. Przestań już płakać, to cudowna wieść!
- Draco… Co my powiemy rodzicom? – spytała Astoria,
spoglądając na narzeczonego szklistymi oczyma.
- A co mamy powiedzieć? Na pewno się ucieszą!
- Trzeba będzie przyspieszyć termin ślubu i… na brodę
Merlina. – Przełknęła głośno ślinę. – Moi rodzice będą źli, że ze sobą
sypialiśmy.
- Przecież nas nie zabiją. A teraz przestań już płakać,
idziemy na kolację. Musimy uczcić tą wspaniałą nowinę. – Draco podniósł się z
sofy, a kiedy Astoria zrobiła to samo, zaczął ją ściskać i całować, mówiąc: -
Kocham cię, ty moja mała wariatko.
Kobieta
wtuliła się w narzeczonego, czując że wszystko będzie dobrze i nie ma się czym
martwić.