Ogłoszenia parafialne:
Przepraszam, że i tutaj tak skaczę jeśli chodzi o chronologię, ale obiecuję, już nie będę. Trzecia klasa będzie cała :) W ogóle, ostatnio mam taką motywację do pisania i nawet odkryłam dlaczego. Harry Potter był, jest i będzie kwintesencją mojego dzieciństwa, ale mam teraz taką potrzebę, żeby w to dzieciństwo jakoś uciec. Uwierzcie mi, nie jest fajnie być dorosłym. Tylko praca, praca i praca.
Tymczasem mam do was jeden apel, jeżeli czytacie rozdział to komentujcie, dawajcie mi jakieś uwagi, wskazówki, co chcielibyście zobaczyć, co wam się podoba. To strasznie motywuje.
To tyle, do następnego rozdziału, bawcie się dobrze!
1 września 1971
- James, pamiętaj o tym, żeby od razu napisać do mnie list.
Zaraz po ceremonii przydziału. Nie zapomnij, bo będę się martwić. Powodzenia,
skarbie. – Dorea Potter stała na peronie, ściskając ręce swojego jedynego syna,
wychylającego się z okna pociągu. Wokół roiło się od rozentuzjazmowanych
uczniów Hogwartu, którzy witali się ze swoimi znajomymi. Gdzieniegdzie
troskliwi rodzice wyliczali wszystko, co powinno znaleźć się w kufrze. Ich
dzieci przecież musiały mieć to, czego potrzebują.
- Dobrze mamo... – jęknął młody Potter próbując wyrwać
dłonie z uścisku matki. – Przecież jestem już duży!
- Nie sądzę, skarbie – mruknęła Dorea z uśmiechem. Puściła
ręce chłopca i cofnęła się o krok do tyłu. – Idź poszukaj wolnego przedziału.
Powodzenia!
James rzucił leniwy uśmiech do matki i z nieukrywanym entuzjazmem ruszył
korytarzem, kopiąc przed sobą swój kufer. Zaglądał po kolei przez otwarte lub
półotwarte drzwi przedziałów, jednak większość z nich zajęli już uczniowie
starszych klas. No cóż, będzie trzeba poszukać w innym wagonie, pomyślał James.
Nagle w ostatnim z przedziałów zauważył siedzącego samotnie czarnowłosego
chłopca, który bawił się od niechcenia swoimi nieco za długimi włosami.
- Cześć – mruknął James z uśmiechem, kiedy wszedł już do
przedziału. Rozsiadł się bezceremonialnie na kanapie i rozejrzał się z
nieukrywaną ciekawością.
- Cześć – odpowiedział chłopak, nawet nie racząc Pottera
spojrzeniem.
Pociąg ruszył z peronu. Dało się odczuć lekkie szarpnięcie i po chwili już
jechali. Towarzysz podróży ciągle gapił się w swoje paznokcie, a James
zauważył, że niestety jest on gburem i chyba nie ma ochoty na zawiązanie nowej
znajomości. Potter zamknął oczy, próbując zasnąć. Zaczynał żałować wyboru
przedziału.
- Masz zamiar tak siedzieć i się nie odzywać? – spytał James
pretensjonalnie.
- A bo co? – mruknął napastliwie czarnowłosy.
- Możesz odrobinę zejść z tonu? James Potter jestem.
- Syriusz Black. – Czarnowłosy po raz pierwszy spojrzał na
kolegę.
- Pierwszy raz w Hogwarcie? – spytał James z zaciekawieniem.
- Tak, a ty? – Syriuszowi bardzo nie chciało się rozmawiać z
kolegą. Najchętniej spędziłby całą podróż do Hogwartu samotnie.
- Też. Mam nadzieję, że trafię do Gryffindoru.
- Ja pewnie pójdę do Slytherinu. Jak wszyscy w mojej rodzinie.
Ech... – Black głośno westchnął.
- Nie chcesz?
- Głupie pytanie. Kto chciałby iść do Slytherinu?
- Ja na pewno nie – odpowiedział zgodnie z prawdą James.
Syriusz uśmiechnął się. Ten Potter nie jest jednak taki zły.
***
Profesor McGonagall jak co roku stała na środku Wielkiej Sali, wyczytując
uczniów, którzy kolejno podchodzili do tiary przydziału, która decydowała do
którego domu pójdzie każdy z nich.
- Black, Syriusz! – zawołała głośno, a z rzędu pierwszoklasistów
wyszedł czarnowłosy chłopak. Miał zasmuconą minę, chociaż starał się ją ukryć
pod maską arogancji. Wziął tiarę do rąk i nałożył na głowę. Po dłuższej chwili
szpara w tiarze rozszerzyła się i wydobył się z niej krzyk:
- Gryffindor!
Syriusz wstał i z drżącymi nogami skierował się do stołu Gryfonów. No to mam
przejebane, pomyślał i choć sam nigdy nie przeklinał, nawet w myślach, to fakt,
że nie trafił do Slytherinu, był taki wstrząsem, że musiał. Spojrzał w tłum,
próbując wypatrzeć Jamesa, jednak nie był w stanie tego zrobić.
- Evans, Lily!
Rudowłosa dziewczyna z pewnym siebie wyrazem twarzy podeszła do tiary. Ta, tak
samo jak Syriusza, przydzieliła ją do Gryffindoru.
- Lupin, Remus!
Mały jasnowłosywłosy chłopak ze zmęczoną twarzą wyszedł z szeregu. Ze
straceńczą miną, usiadł na stołku i nałożył tiarę. Denerwował się przydziałem
do domu, tak samo jak i samym pobytem w Hogwarcie, ponieważ nikt nie mógł się
dowiedzieć o jego mrocznym sekrecie.
- Gryffindor – krzyknęła tiara, a na twarzy chłopca pojawił
się wyraz ulgi. Słyszał, że mieszkańcy domu lwa są bardzo sympatyczni. I do
tego Lily, ta miła i mądra dziewczyna, którą poznał w pociągu, też została
Gryfonką.
- Parker, Scarlet!
Drobniutka blondynka, sprawiająca wrażenie jakby miała się zaraz złamać,
rozejrzała się dookoła, jakby zastanawiając się, czy rzeczywiście ją wołają, po
czym podeszła do stołka. Tiara przydzieliła ją do Ravenclawu.
Peter stał w szeregu i czuł ściskanie w dołku. Bardzo się denerwował. Ze stołu
Krukonów uśmiechała się do niego Pheobe, a brat Patrick machał ze stołu
Puchonów. Nie chciał iść do Slytherinu. Najbardziej widziałby siebie w
Ravenclawie razem z Pheobe, ale wiedział, że nie jest wystarczająco bystry i
mądry. Właściwie to nigdzie nie pasował.
- Pettigrew, Peter!
Tiara przydziału została umieszczona na głowie chłopca i pod dłuższej chwili na
całą salę rozległ się krzyk:
- Gryffindor!
Lekko oszołomiony Peter, zdjął tiarę i chwiejącym się krokiem podszedł do stołu
Gryfonów. Spojrzał w stronę swojej siostry, która uśmiechała się i biła brawo.
Z jednej strony cieszył się, że znalazł się w Gryffindorze, z drugiej szkoda mu
było, że nie będzie mieszkał z siostrą.
- Potter, James!
Chłopak podszedł do tiary, mając pewność, że zostanie przydzielony do
Gryffindoru. I nie mylił się. Niemal natychmiastowo przy zetknięciu się z
włosami chłopaka, tiara wykrzyknęła nazwę domu Lwa. W ten oto sposób James i
Syriusz zamieszkali w jednym dormitorium z Remusem i Peterem.
***
30 września 1971
Pokój wspólny Gryfonów, jak zwykle o tej porze, był pełny. Uczniowie wracali z
lekcji i większość z nich siadała przy stołach, żeby rozwiązać lekcje.
Niektórzy rozmawiali w kolegami, inni grali w szachy albo po prostu obijali
się. James i Syriusz siedzieli przy stolikach z miniami skazańców i próbowali
napisać długie wypracowanie dla profesora Flitwicka, na temat użycia zaklęcia
Wingardium Leviosa podczas wykonywania codziennych czynności.
- Ja nie mogę. Totalnie nie mam żadnej koncepcji na to
wypracowanie – jęknął Syriusz, kładąc głowę na stoliku. – NIE MOGĘ, NIE MOGĘ,
NIE MOGĘ. CO ZA GÓWNO!
- Cicho, Black. Mam pomysł. Poważnie, wiem jak to zrobimy –
powiedział Potter z uśmiechem na twarzy.
Zerwał się z krzesła i podszedł w stronę rudowłosej dziewczyny, siedzącej przy
stoliku z chłopakiem z ich dormitorium, Remusem Lupinem. Syriusz ruszył za nim,
wyraźnie zaciekawiony. Remus był dziwnym chłopcem, a Lily Evans to najbardziej
przemądrzała dziewczyna w szkole. Ich rozmowa będzie ciekawa.
- Hej Remus, hej Lily – powiedział z udawanym uśmiechem
James.
- Nie – odpowiedziała ruda, nawet nie spoglądając na
chłopaka.
- Co nie? – spytał James, nie przestając się uśmiechać.
Dziewczyna go rozgryzła, ale on udawał, że nie wie o co chodzi.
- Nie dam ci spisać zadania na zaklęcia – powiedziała,
zadzierając nos do góry.
- Przestań, nawet o tym nie pomyślałem. Nie chciałem go
spisywać, może co najwyżej na niego zerknąć. Nie musisz od razu na mnie
naskakiwać – oburzył się James.
- Nie. Mówię poważnie – powiedziała Lily lodowatym tonem.
James nie miał zamiaru się dłużej prosić i odwrócił się na pięcie, kierując się
w stronę dormitorium. Po chwili poczuł czyjąś rękę na ramieniu.
- Dam ci spisać tą pracę, James. – Za czarnowłosym stał
Remus, uśmiechając się szeroko. – Wiem, że jest strasznie trudna.
***
- Kolegujesz się z Jamesem i Syriuszem, Remusie? – spytał
Peter Pettegrew, przysiadając się do Lupina w bibliotece.
- Tak, a co? - Remus był wyraźnie zaskoczony tym pytaniem.
Peter był całkiem spoko kolegą, miał tylko jedną wadę, za bardzo starał się być
fajnym.
- Też chciałbym się z nimi przyjaźnić. Są tacy super –
powiedział z rozmarzoną miną blondyn.
- Czy ja wiem, czasami za bardzo proszą się o kłopoty.
Zachowują się, jakby za wszelką cenę chcieli być wylani ze szkoły. Nie rozumiem
tego – westchnął Remus i zamknął książkę. – Będziemy wieczorem grali w szachy
czarodziejów w pokoju wspólnym, jak chcesz to wpadnij.
Młody Lupin wyszedł z biblioteki, a Peter Pettigrew nie posiadał się ze
szczęścia. Nareszcie pozna najfajnieszych chłopców na roku. To jest coś.
***
6 października 1973
Lily
Evans otworzyła drzwi dormitorium i nie patrząc na nic, runęła na łóżko. Głośno
westchnęła, zdjęła buty i wskoczyła pod kołdrę.
- Candy. Jestem taka zmęczona – jęknęła, kierując wzrok na
sąsiednie łóżko. Siedząca na nim dziewczyna, podniosła wzrok znad gazety. Miała
ładne, niebieskie oczy i blond włosy do ramion.
- Lilyanne Evans, mówiłam ci, żebyś nie szła się uczyć do
tej biblioteki. U Binnsa można bez problemu ściągać – mruknęła Candace, wstała
ze swojego łóżka i usiadła obok Lily.
- Wiesz, że tego nie lubię.
- Jak chcesz – blondynka wzruszyła ramionami. – Tylko nie
jęcz mi później, że jesteś zmęczona.
Nagle
drzwi do dormitorium otworzyły się z hukiem. Rudowłosa spojrzała w ich stronę i
szeroko otworzyła oczy.
- Jak wy…? Co wy tu robicie? – spytała zszokowana.
- Cześć dziewczyny – powiedzieli zgodnym głosem Syriusz
Black i James Potter. – Co tam?
- Nic ciekawego, ale jak natychmiast stąd nie wyjdziecie, to
się będzie działo bardzo dużo – wycedziła Lily przez zaciśnięte zęby i nakryła
się szczelniej kołdrą.
- Lily, daj spokój – mruknęła Candy i wstała, żeby przywitać
się z chłopakami. – Sory za nią. – Przewróciła oczami.
- Nie ma problemu – powiedział Black, siadając na łóżku.
- Chcieliśmy wam tylko powiedzieć, że Syriusz ma dzisiaj
urodziny i robimy małą posiadówkę u nas w dormitorium. – James uśmiechnął się
szeroko do Lily, a ta rzuciła mu mordercze spojrzenie.
- Będzie kremowe piwo i dużo słodyczy – dodał Syriusz
podekscytowanym głosem.
- Wybaczcie chłopcy, ale chyba będziemy musiały… - zaczęła
rudowłosa, ale koleżanka natychmiast weszła jej w słowo:
- Przyjdziemy z przyjemnością.
- To do zobaczenia o ósmej – powiedział Syriusz, puszczając
oczko do Candy, po czym wstał i wyszedł, ciągnąc za sobą Jamesa, który w
dalszym ciągu nie mógł oderwać wzroku od Lily.
- OSZALAŁAŚ?! – zawołała Evans głośno i poderwała się z
łóżka. – To debile! I w dodatku, możemy mieć przez nich kłopoty.
- Lily, posłuchaj, oni są fajni, a w dodatku Syriusz to
niezłe ciacho – powiedziała Candy i zaczerwieniła się.
- Chyba żartujesz.
- Nie, nie żartuję. A ty mogłabyś się wziąć za Jamesa, nie
widzisz, że on świata poza tobą nie widzi? Ale nie, ty uparłaś się, że to
idiota. Siedź sobie dalej z tym obleśnym Smarkerusem – Blondynka rzuciła Lily
mordercze spojrzenie i wyszła trzaskając drzwiami.
***
- No, no, kogo my tu mamy. Zgubiła się pani? – spytał James drwiąco i podszedł w stronę chudziutkiej blondynki.
Właśnie
szli do kuchni, żeby zwędzić coś do jedzenia na wieczór. Często odwiedzali
skrzaty domowe, kiedy robili imprezę. Małe stworzenia były tak naiwne, że kiedy
powiedziało im się, że jest się głodnym, od razu dawały pełno jedzenia.
- Gówno cię to obchodzi, Potter – wycedziła przez zęby
dziewczyna.
- O, koleżanka Smarkerusa chyba ma focha – zawołał Syriusz, na
co reszta zawyła ze śmiechu.
- Jak nie chcesz oberwać Cruciatusem albo pozbyć się tego co
masz między nogami, to radzę się odsunąć – zawołała gniewnie, wyciągając
różdżkę.
- Uuu, ale się boję – powiedział Syriusz i przysunął się do
dziewczyny jeszcze bliżej. – Wiesz co, Andy? Bo tak chyba na ciebie mówią,
prawda?
- Dla ciebie jestem jej wysokość Andrea Thomas, śmieciu.
- Andrea też dobrze brzmi. Powiem ci jedno, nie wiem co taka
laska jak ty robi z takim gównem jak Smarkerus. No, chyba że lubisz takie
niskie progi – powiedział unosząc brwi.
- Do twojego poziomu nie da się spaść, skarbie – mruknęła zmysłowo
Andrea, po czym wzięła zamach i uderzyła Syriusza pięścią w nos. Wykorzystując
powstałe zamieszanie, czmychnęła w stronę lochów.
- Czemu ona mnie uderzyła? Powiedziałem coś nie tak? –
spytał Syriusz, próbując powstrzymać rękawem krwawienie z nosa.
- Lepiej by było, jakbyś się w ogóle nie odzywał – mruknął Lupin
i mijając przyjaciela, podążył w stronę kuchni. Nieraz żałował, że zaczął się z
nimi zadawać. Mieli tyle głupich pomysłów.
***
Lily
zbiegła ze schodów do pokoju wspólnego. Szybko namierzyła Candace i skierowała
się w jej stronę.
- Przepraszam, że tak się zachowałam – powiedziała i usiadła
obok koleżanki. – Masz rację, może zbyt pochopnie ich osądzam.
- Brawo, nareszcie zmądrzałaś – rzuciła blondynka, próbując
udawać obrażoną.
- Pójdę z tobą na te urodziny Syriusza.
- Słuszna decyzja.
- Nie gniewasz się już na mnie? – spytała Lily niepewnie.
Candy była kochana, ale jeżeli ktoś ją wkurzył, potrafiła zamienić się w
diabła.
- Nie mogłabym być na ciebie długo zła – powiedziała blondynka
i roześmiała się.