niedziela, 31 sierpnia 2014

002D Pani Malfoy część 2

Ahoj kamraci! Nie spodziewałam się, że druga część tego rozdziału powstanie w tak szybkim tempie. Dzisiaj strasznie padało, więc jak tylko wróciłam z pracy to naszła mnie taka wena, że musiałam ją spożytkować w ten a nie inny sposób. Tak więc przed wami druga część Pani Malfoy. W tej części (w odróżnieniu od poprzedniej) dużo się dzieje. Cieszcie się moją weną razem ze mną, bo podejrzewam, że następny post nie pojawi się w takim tempie.
Przepraszam z góry, że jak na razie nie ma postu o Huncwotach, po prostu nie mam na razie na nich weny. Ale wiecie jak to jest, wena przychodzi znienacka jak... Resztę sobie sami dopowiedzcie :)
Enjoy!


- Astoria… - powiedział zaskoczony, przyglądając się dziewczynie. Kojarzył ją ze szkoły, jej siostra była jego wierną fanką. – Nie widzieliśmy się wieki. Pomogę ci. – Chwycił dziewczynie płaszcz, patrząc się na nią jak urzeczony.
                Dużo się zmieniło. Pamiętał ją jako nastolatkę. Była strasznie chuda, chłopięca i do tego miała marchewkowe włosy. Taki facet jak Draco nawet nie zwracał na nią uwagi, a tu nagle stoi przed nim siedem lat później, piękna jak kwiat lotosu.
- Witaj Draco. Miło cię widzieć – odrzekła, trzepocząc długimi rzęsami i rozejrzała się dokoła.
- Dzień dobry pani Marianne, witam panie Aaronie – zwrócił się Draco do rodziców Astorii. Marianne Greengrass ubrana w ciemnozieloną szatę, w którą zresztą chyba cudem się wcisnęła, posłała Draconowi szczery uśmiech, a Aaron podał mu dziarsko dłoń.
- Zapraszam do salonu. – Narcyza wskazała na korytarz, po czym ruszyła przed siebie.
                Przyjęcie zaczęło się oczywiście od uroczystego obiadu, podano nadziewanego indyka, a na deser było ciasto, przyrządzone własnoręcznie przez Narcyzę. Draco nie pamiętał kiedy ostatnio jadł coś tak pysznego. Matka miała talent, ale skoro służba i skrzaty domowe wyręczały ją we wszystkim, to dlaczego miałaby gotować na co dzień?
- Może napijemy się wina? – spytał Lucjusz, na co reszta towarzystwa przytaknęła. Po dwóch butelkach, pan domu przyniósł ze swojej prywatnej spiżarni Ognistą Whiskey i impreza rozpoczęła się na dobre.
                Możecie się domyślać jak to wyglądało. Narcyza i Marianne rozmawiały o szydełkowaniu, uprawianiu ogrodu, najmodniejszych szatach wyjściowych, a panowie rozprawiali o polityce. Draco siedział, popijając whisky z lodem i przyglądał się Astorii z uwagą. Nie dość, że dziewczyna przybrała delikatnych kobiecych kształtów to jeszcze wyładniała. Oczy miała chabrowe, tak duże, że zdawały się zajmować pół twarzy. Malutkie, malinowe usta rozświetlał lekko zakłopotany uśmiech, a włosy, niegdyś marchewkowe przybrały kasztanowego koloru.
- Czemu nie pijesz? – spytał młodzieniec, wskazując ruchem głowy na pustą lampkę wina stojącą obok dziewczyny.
- Rodzice uważają, że tak młoda dziewczyna jak ja nie powinna pić. Pomimo, że mam już dwadzieścia dwa lata, dla nich dalej jestem niepełnoletnia – zachichotała nerwowo. Tak samo jak i Dracon, dziwnie czuła się w tej sytuacji. Nikt jej o tym nie powiedział, ale wiedziała, że nie przyszli tutaj tylko po to, żeby spędzić miło czas.
- Chcesz się napić? – Draco posłał jej łobuzerski uśmiech.
- Hmmm… Czemu nie – odrzekła, a Draco wstał od stołu, kierując się w stronę Lucjusza i Aarona.
- Czy mogę porwać pańską córkę na spacer, panie Greengrass? – spytał delikatnie się kłaniając. – Zimą ogród mojej matki jest naprawdę piękny.
- Dobrze, dobrze, ale pamiętaj, jak tylko mi się poskarży to nie ręczę za siebie – zaśmiał się mężczyzna, posyłając Draconowi oczko.
- Bez obaw, panie Greengrass – powiedział Draco, uśmiechając się uprzejmie.
                Podszedł do Astorii i pomógł jej wstać z krzesła. Rzucił jeszcze tylko okiem na Marianne i Narcyzę, które gapiły się na nich z nieukrywanym szczęściem, i razem z Astorią udał się na zewnątrz. Zima roku dwa tysiące czwartego była mroźna i śnieżna. Biały puch pokrywał żywopłot, starannie pielęgnowany przez Narcyzę. Nocne niebo pełne było gwiazd, a księżyc leniwie wyglądał zza chmury na idących obok siebie Draco i Astorię.
- Niedawno skończyłaś szkołę, prawda? – spytał Draco, spoglądając na dziewczynę z ciekawością.
- Trzy lata temu. I nadal nie wiem, co chcę w życiu robić – westchnęła rudowłosa i spuściła wzrok. – Tobie za to chyba się powodzi w życiu zawodowym, prawda?
- E, tam. Robota jest nudna, chociaż w Lidze Quidditcha zawsze coś się dzieje. Chodź, idziemy sobie usiąść do altany. – Draco pociągnął Astorię za rękę. Jednym ruchem różdżki pozbył się śniegu w altanie, po czym zapalił lampkę na stole. – Poczekaj chwilkę, zaraz załatwię alkohol. Accio Ognista Whisky – rzucił zaklęcie, na co Astoria zachichotała. Po chwili trzymał już w ręku butelkę alkoholu. Tym samym zaklęciem przywołał szklanki.
                Zapadła cisza. Mężczyzna patrzył się na dziewczynę, starając się zebrać myśli. Była bardzo ładna, a w dodatku miło mu się z nią rozmawiało. Lucjusz i Narcyza nie mówili o tym bezpośrednio, ale wiedział, że wybrali Astorię jako jedną z kandydatek na jego żonę. Nie spodziewałby się tego, Greengrassowie, pomimo, że byli rodem czarodziejskim ze starożytnymi korzeniami, w ostatnich czasach nie grzeszyli ani pieniędzmi ani dobrą opinią. Jednak to właśnie Astoria miała zostać panią Malfoy i pełnić zaszczytne miejsce w świecie magii. Mężczyzna westchnął. W prawdzie chciał być z dziewczyną, którą kocha, ale tak to już jest, że w starych rodzinach małżeństwo zawiera się z rozsądku.
- Słuchaj, Astorio – zaczął niepewnie, pociągając łyk ze szklanki – Wiesz dlaczego spotkaliśmy się dzisiaj? – Dziewczyna potrząsnęła przecząco głową. – Ja też nie wiem, ale się domyślam. Jeżeli to prawda i rzeczywiście mamy być małżeństwem, chcę żebyś obiecała mi jedno…
- Co to takiego? – spytała dziewczyna, a Draco uśmiechnął się szczerze i przysunął w jej stronę.
- Chcę, żebyśmy byli nie tylko małżeństwem, ale też najlepszymi przyjaciółmi – powiedział, po czym pocałował delikatnie dziewczynę w czoło.
- Umowa stoi – zaśmiała się dziewczyna i oparła głowę na jego ramieniu.
                ***
- Kochanie! Szykuj się, już wychodzę – krzyknęła kobieta, owijając się w ręcznik i wyszła z łazienki. Na łóżku, przykryty kołdrą leżał Draco Malfoy. Spojrzał z uśmiechem na swoją partnerkę.
- Zagrzałem ci miejsce.
                Byli właśnie w hotelu, w samym sercu Calgary. Lato było w pełni, promienie słoneczne wpadały do pokoju przez duże okno gustownie umeblowanego apartamentu. Brytyjska liga Quidditcha wysłała Dracona do Kanady, żeby załatwił kilka spraw, a ten nie mogąc rozstać się ze swoją wybranką, zabrał ją ze sobą. Od ich pierwszego spotkania, kiedy to złożyli sobie przysięgę minęło już pół roku. Byli już oficjalnie zaręczeni, a ślub miał odbyć się pod koniec roku dwa tysiące szóstego.
                Astoria usiadła na łóżku, a Draco pocałował ją w usta. Była cudowna. Ręcznik wylądował na podłodze, a kobieta zanurkowała pod kołdrę. Blondynowi zakręciło się w głowie.
- Jesteś cudowna, wiesz? – szepnął, odpływając do krainy rozkoszy.
                Po pół godziny, a może dwudziestu minutach, oboje leżeli pod kołdrą oddychając ciężko. Malfoy położył rękę pod głową Astorii, czując się wycieńczony jak nigdy przedtem.
- Dałaś czadu – powiedział zmarnowanym głosem i pocałował kobietę w czoło.
- No chyba ty – zaśmiała się Astoria, wtulając głowę w jego klatkę piersiową. – Wiesz, Draco – zaczęła już całkiem poważnie – Pomimo, że jest naprawdę super, czuję, że nie powinniśmy tego robić. Wiesz, tradycja mówi, że dopiero po ślubie. Co by było gdyby rodzice się dowiedzieli? Byliby na nas, a przynajmniej na mnie bardzo źli.
- Skarbie… Nie dramatyzuj, przecież ci mówiłem, że czego oczy nie widzą.
- Tego sercu nie żal – dokończyła za niego i oboje wybuchnęli śmiechem.
                ***
                Rudowłosa szła szybko korytarzem Ministerstwa Magii, starając się powstrzymać łzy, które same cisnęły się do oczu. Była wzburzona, smutna, zaskoczona, ale przede wszystkim zestresowana tym, co właśnie się działo. Nie mogła w to uwierzyć. Wpadła przez drzwi do siedziby Brytyjskiej Ligii Quidditcha i podeszła w stronę biurka sekretarki.
- Muszę porozmawiać z moim narzeczonym – powiedziała stanowczo, opierając ręce na biurku.
- Niestety pan Dracon jest zajęty. Gości właśnie prezesa Jastrzębi z Falmouth. – Sekretarka miała oficjalny, znudzony głos, a do tego piłowała sobie paznokcie, nie racząc Astorii nawet jednym spojrzeniem.
- Gówno mnie to obchodzi – zawołała Astoria ze wściekłością i uderzyła pięścią o blat. Sekretarka podniosła wzrok ze zdziwieniem.
- Niestety nic nie mogę zrobić – powiedziała, po czym wróciła do paznokci.
- Słuchaj no – Astoria spojrzała na plakietkę na piersi kobiety. – Amando Brooks, albo zawołasz mojego narzeczonego, albo narobię rabanu na całe ministerstwo i możesz pożegnać się z tą pracą.
- D-dobrze, zobaczę co da się zrobić. Proszę za mną. – Amanda wstała z krzesła i spoglądając na Astorię jak na wariatkę, udała się przed siebie wąskim korytarzem. Zapukała lekko w drzwi biura Dracona Malfoya, po czym weszła z niemałym strachem. Sama nie wiedziała kogo boi się bardziej, Malfoya  czy jego przyszłej żony.
                Astoria czekała nie dłużej niż trzydzieści sekund, po czym drzwi ponownie się otworzyły, Amanda wyszła pierwsza, a Draco za nią. Sekretarka czmychnęła szybko z powrotem do swojego biurka, a Malfoy popatrzył pytająco na swoją narzeczoną i spytał:
- Co się stało? Mam teraz ważne spotkanie, więc lepiej żeby to było coś ważnego.
- Draco, ja… – zaczęła Astoria, po czym wybuchnęła płaczem, wprawiając blondyna w zdumienie. Przytulił ją ramieniem i szepnął do ucha:
- Nie płacz, kochanie. Chodź ze mną. Usiądziesz sobie na chwilkę, a ja szybko załatwię sprawę z tym pajacem, dobrze? – Astoria przez łzy pokiwała głową, a Draco wytarł jej twarz i pocałował w czoło.
                Siedziała skulona na sofie, przysłuchując się jak jej narzeczony i jakiś starszy jegomość rozmawiają o Quidditchu. Nie trwało to dłużej niż dziesięć minut i Draco pożegnał prezesa Jastrzębi z Falmouth. Kiedy drzwi za gościem się zamknęły, mężczyzna usiadł obok niej i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać. Co się stało? – spytał z widoczną troską w głosie.
- Draco. – jęknęła Astoria i znów wybuchnęła płaczem. – Draco, ja – mówiła przez łzy.
- Uspokój się, już wszystko dobrze, powiedz o co chodzi. – Wziął ją w ramiona, by po chwili poczuć jak jej łzy moczą mu koszulę.
- Ja… ja… JESTEM W CIĄŻY – zawołała w końcu, nie przestając płakać.
                Mężczyzna był zaskoczony. Spodziewał się czegoś znacznie gorszego. Chwycił jej twarz w dłonie i pocałował w usta.
- To cudownie! – zawołał, a szeroki uśmiech rozjaśnił mu twarz. – Nawet nie wiesz jak się cieszę. Przestań już płakać, to cudowna wieść!
- Draco… Co my powiemy rodzicom? – spytała Astoria, spoglądając na narzeczonego szklistymi oczyma.
- A co mamy powiedzieć? Na pewno się ucieszą!
- Trzeba będzie przyspieszyć termin ślubu i… na brodę Merlina. – Przełknęła głośno ślinę. – Moi rodzice będą źli, że ze sobą sypialiśmy.
- Przecież nas nie zabiją. A teraz przestań już płakać, idziemy na kolację. Musimy uczcić tą wspaniałą nowinę. – Draco podniósł się z sofy, a kiedy Astoria zrobiła to samo, zaczął ją ściskać i całować, mówiąc: - Kocham cię, ty moja mała wariatko.

                Kobieta wtuliła się w narzeczonego, czując że wszystko będzie dobrze i nie ma się czym martwić. 

5 komentarzy:

  1. Miło czytać o takim uczuciowym Malfoyu :) Nie jest przesłodzony jak na większości blogów, ale potrafi kochać. Nie lubię, kiedy ktoś pisze o nim jak o najgorszym tyranie, przecież ten chłopak przeszedł więcej, niż niejeden z nas :)
    Ale do rzeczy. Ładnie piszesz, błędów żadnych nie widziałam. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, a tymczasem dodaję do Polecanych.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz.
      Ja staram się Malfoya wypośrodkować. Nie jest on ciepłą kluchą, która zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni i jest miła dla wszystkich, a z drugiej strony chce on stworzyć normalny dom, nie taki jak on sam miał. Bycie śmierciożercą dużo go nauczyło.
      Jeszcze raz dzięki za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Końcówka była tak rozczulająca, że mogła zareagować tylko jednym wielkim 'oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooch' :)
    Tak coś czułam podczas ich rozmowy w łóżku, że te igraszki skończą się ciążą, no i proszę, proszę :D
    Zaskoczyło mnie w sumie, że tak poleciałaś z akcją, tu siedzą w altanie, a tu zaraz mija już pół roku. Ale podobają mi się relacje między nimi, są uroczy.
    Zastanawiam się, czy ich związek zawsze będzie taki ciepły i kochany, czy planujesz jakiś zwrot akcji w ich przyszłym małżeństwie. W końcu Astoria pokazała już na co ją stać xD

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam tak polecieć z akcją. Będę tak lecieć jeszcze do roku 2006, czyli albo jedna albo dwie notki. Potem już będzie normalnie. Uznałam, że po co mam opisywać dzienną rutynę, więc piszę o co ciekawszych fragmentach z życia państwa Malfoy. I tak, owszem, szykuję jakiś zwrot akcji, także proszę czekać :P
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Zgadzam się z Eveline, że miło poczytać o takim Malfoyu-nie-tyranie. no ale wpadkę zaliczyli XD co tu dużo mówić, podobało mi się, błędów nie zauważyłam. trochę przeskoczyłaś, ale jeśli masz pisać 348923652 rozdziałów o tym jak się poznają, to może lepiej być już bliżej akcji :)
    teraz czekam na Huncwotów!
    Puchonka

    http://lizwarters-w-hogwarcie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy